niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 1

Jeden, dwa, trzy....biegnij! Uciekaj, nie oglądaj się. Przecież uczestniczyłeś w zajęciach sportowych. Pamiętasz na czym to polegało. Biegnij do wyznaczonego celu. Każde obejrzenie powoduje wzrost szansy na porażkę. Słuchaj tego co mówił trener. Chociaż raz posłuchaj tego starucha, który zawsze truł ci dupę. Skacz. Tak jak kazali. Tak, udało się. Zgubiłeś ich.
- To było coś! - krzyknął zdyszany Taylor. Mój kumpel, dzięki któremu obudziłem się z tej chorej bajeczki zwanej "życiem". Wszyscy w kółko powtarzali "twoje życie powinno być przykładne dla innych, twój majątek godny pochwalenia się, a w przyszłości twoje dzieci powinno być z ciebie dumne". Nigdy w tych słowach nie wyczuwałem siebie. Jedynie postać mojego ojca. Opiekuna wielkiej korporacji. Który dawno, przez stres wywołany sprawami związanymi z nimi, wy siwiał. Na jego lekko pomarszczonej twarzy już od dawana nie widziałem szczerego uśmiechu. Jedynie jego zarysy, gdy słyszał coś pozytywnego na temat Alison - mojej siostry. To było dawno. Gdy ona jeszcze żyła. Kiedy jej dźwięczny śmiech rozbudzał pozytywne emocje u każdego z domowników. Sam po śmierci wbiłem się w bezsensowną melancholię. Codzienność wiązała się z odwiedzeniem cmentarza i wpatrywaniem się w jej nagrobek. Wtedy poznałem Taylora. Szedł posłusznie za swoją matką, ale jego twarz wyrażała zwyczajne - nic. Na kilometr wyczuć można było, że nie jest zbyt zadowolony pobytem w tym miejscu. Sam mnie zaczepił i wtedy poznałem, że życie które wszyscy mi wpajali nie jest mną. Nie ma w nim ani grama pozytywnych dla mnie emocji. Czułem jakby to Alison zesłała na mnie tą znajomość. Tego bruneta o zawsze bujnej wyobraźni.
- To było szalone! - powiedziałem ze szczerym śmiechem. Ucieczka przed policją była ekscytująca, ale przyznam zarówno przerażająca. Sprzedawca w sklepie zauważył, że wraz z Taylorem coś kombinujemy. W momencie, gdy chwyciliśmy za jeden z najnowszych modeli IPhone zadzwonił na policje, równocześnie starając się zamknąć drzwi, tak byśmy tego nie zauważyli. W momencie, gdy to wyczailiśmy zebraliśmy się do ucieczki. Ciągle czułem na plecach to, że mają oni broń. Jedna kulka. Koniec.
- Podniecające! - powiedział z euforią, a w jego zielonych oczach rozbłysły iskry. Zawsze to lubił. Dreszczyk emocji. Przejechał dłonią po swoich wyrazistych rysach twarzy i szeroko uśmiechnął pokazując rząd równych zębów. - Dodatkowo mamy IPhony 6! Wiesz jak będą nam zazdrościć w budzie?! - dalej mówił z euforią.
- Ciekawe co byłoby gdyby jednak nas złapali. - powiedziałem z przekąsem, a on spojrzał na mnie unosząc jedną z swoich, dość obfitych brwi, do góry.
- Stary oni byli za daleko by nas wyłapać. Ten sprzedawca uważał nas za jednych z tych nastolatków, którzy kradną po raz pierwszy. - powiedział starając się mnie jakoś uspokoić. - Nie jesteśmy pełnoletni, z pewnością pogroziliby nam, my obiecalibyśmy wybujałą poprawę i wyszlibyśmy bez szwanku.
- Mam kasę na te telefony. - powiedziałem szybko. - Możemy mu ją oddać. - rzekłem, a mój kumpel wypuścił powietrze z ust i potrząsnął głową w geście rozbawienia.
- Czasem mnie rozbrajasz. Tu chodzi o sam dreszcz. Też mam na nie kasę, ale nie chce jej wydawać. Moi starzy już wystarczająco się nimi chwalą. Bądźmy sobą! Żyjmy chwilami Jake! - dalej mówił do mnie, a ja odetchnąłem. Możliwe, że miał racje. Jednak wszystkie te emocje wzbudzały we mnie zaniepokojenie. Jeszcze nigdy nie goniła nas policja.

   ♠♠♠
Wszedłem cicho do domu i uśmiechnąłem się na widok zgaszonych świateł w całym budynku. Śpią. Co oznacza, że nie zauważyli mojej nieobecności. Ostatnio to bardzo do nich charakterystyczne. Odkąd poznali rodziców Taylora ich wewnętrzny strach zniknął. Gdy poznali jego status publiczny.
- Mam nadzieję, że dziewczyna. - usłyszałem za sobą zachrypnięty głos mojego ojca. Wzdrygnąłem się w przestrachu i odwróciłem w jego stronę. Nie zauważyłem go wcześniej.
- Nie tato, nie dziewczyna. - powiedziałem jedynie. Nie miałem zamiaru kłamać i tak by wyłapał drżenie mojego głosu. Od czasu śmierci mojej siostry starał się kontrolować wszystko co się tylko dało. Każdą sprawę, która wiązała się z jakimkolwiek niebezpieczeństwem. Było to dość trudne, ale on i tak się starał. Alison zginęła w wypadku. Mimo swojej nieskazitelnej opinii również się wymykała. Poznała wtedy Grega. Swojego ówczesnego chłopaka. Nie zaliczał się do osób z dobrych rodzin. Dlatego ojciec surowo kontrolował ich związek, Uznawał, że może on zniszczyć wszystko czego ona się dorobiła. Ówcześnie studiowała medycynę co wymuszało wręcz przyłożenie się do edukacji. Związek tego nie ułatwiał. Wsiadała do samochodu w pospiechu. Ojciec surowo jej zabronił uczestniczenia w tamtej imprezie. Jednak ona chciała, ostatnia przed wyjazdem na uczelnie. Potem był tylko jeden telefon i głośny płacz mojej mamy. Słuchawka na ziemi i wrażenie zatrzymanego czasu. Wtedy obecność jej pokoju w naszym domu stała się uciążliwa. Nasza codzienna tradycja budzenia się poprzez wyciąganie z łóżka także. Cosobotnie wyskoki na jazdę konną. Ostatnie co pamiętam to jej sine usta wygięte w lekkim uśmiechu. Zamknięte oczy, które na co dzień biły błękitem tęczówek. Biała sukienka. Wiążę się to z bólem w sercu.
- No dobrze. - powiedział z lekkim uśmiechem, który ledwo widać było przez panującą ciemność. - Znów naszła mnie ochota na mleko. - zaśmiał się z własnej osoby.
- Byłem u Taylora. - oznajmiłem jedynie.
- To dobry chłopak. Co u jego rodziców? - zapytał jedynie.
- Dobrze. Wyjechali do Kanady w celach handlowych. - powiedziałem, a on kiwnął głową. - Pójdę spać, zasiedziałem się, a jutro przecież jedziemy do dziadków. - dodałem i udałem się do góry. Nie umiałem z nim wiele rozmawiać. Wszedłem do pokoju i natychmiast położyłem zmęczony.
- Jake wstawaj. - usłyszałem nad uchem surowy głos mojej matki. Spojrzałem zaspanymi oczami na zegarek. 02:20. Spałem ledwo 3 godziny. Spojrzałem na nią, ale jej twarz nie wyrażała zupełnie nic oprócz surowości. Wstałem i udałem się za nią. - Nie wiem co zrobiłeś, ale nie jestem zadowolona. - oznajmiła, a ja spojrzałem przez barierkę na hol. Stało tam 3 policjantów, jeden trzymał teczkę, a drugi laptop. O nie. 
- Dobry wieczór... - rzekłem przestraszony, gdy ustałem obok mężczyzn.
- Witam. Sierżant Paul Adams. Jestem tutaj w sprawie kradzieży w sklepie pana Steele. Z kamer wynika, że jest zamieszany w to pan i pana przyjaciel Taylor Ray. - powiedział policjant, a ja przełknąłem głośno ślinę. - Mamy nakaz zabrania pana syna na komendę, - powiedział tym razem do mojego ojca. Spojrzałem na niego mimo iż nie chciałem. W jego oczach malowało się rozczarowanie. Nie spodziewał się tego po mnie. Przemknąłem oczy i spojrzałem na policjantów, a potem posłusznie za nimi poszedłem wraz z moim ojcem.
Wsiadłem do radiowozu i spojrzałem w okno.
- Po co ci to było? - usłyszałem surowy głos mojego ojca. - Przecież mogłeś sobie go kupić. - powiedział, a ja przymknąłem oczy. - Jake mamy jedynie ciebie, nie chcemy ciebie również stracić.
- Tak wiem. - powiedziałem jedynie, znów zerkając na obrazy za oknem, które w ekspresowym tępię się zmieniały.
- Więc po co? - zapytał, a ja wziąłem głęboki oddech. Nie chciałem tutaj o tym rozmawiać.
- Po prostu. - powiedziałem cicho, a on westchnął.
- Załatwię ci adwokata, ale będziesz musiał mi powiedzieć dlaczego. Jak nie teraz to później. Nie pozwolę ci tego ukrywać. - powiedział i poprawił się, siadając w swojej służbowej pozycji.

 ♠♠♠
Wpatrywałem się w pewnego siebie Taylora. Właśnie nadszedł moment naszej rozprawy. Czas do niej spędziliśmy w areszcie. Wśród wielu innych kryminalistów. Zupełny brak braw, a strażnicy patrzą na ciebie wzrokiem "skazany". Nikt nie pyta czy jesteś winny, czy może jednak nie.
- Nie zrobią nam nic. - szepnął chłopak szturchając mnie w ramie. Wywróciłem oczami i wpatrywałem się w postać mojego obrońcy. Starał się jakoś załagodzić karę. Ciągle marszczyła czoło i chaotycznie gestykulowała rękoma. Jedynie to zdążałem zauważyć. Zresztą jedynie tyle chciałem, słowa nie były potrzebne. Wiedziałem, że nagrania z monitoringu są wystarczającym dowodem. Przekręcałem w rękach szklankę z wodą, która przez cała rozprawę miała czynić jako zaspokojenie pragnienia. Mnie jednak pozwalała się odizolować. Zamknąć się w swoim świecie.
Przyjrzałem się sprzedawcy z feralnego sklepu. Staruszek, który na twarzy miał wymalowaną pewność siebie. W tym momencie nie dziwiłem mu się, chciał odzyskać to co my ukradliśmy. W tej otóż chwili stawałem się zwykłym tchórzem. Myślałem o poprawczaku i panujących tam zasadach.
- Każdy popełnia młodzieńcze błędy, mój klient żałuje! - powiedziała moja prawniczka włączając mój umysł do rozprawy. Czułem wzrok zgromadzonych na sobie. Aż krzyczało od nich słowo "winny". Zaś z oczu mojej matki wyczytać można było rozpacz. Właśnie tego było mi najbardziej szkoda. Jej wylanych przeze mnie łez. Codziennie dzwoniła i wypytywała się o mój stan psychiczny, który w czasie pobytu w areszcie naprawdę zmarniał. Nigdy nie myślałem o takich skutkach. Kratach, braku dóbr do jakich byłem przyzwyczajony.
- Ale nie każdy okrada sklepy! - podniósł się prokurator spoglądając na nas. Za wszelką cenę chciał byśmy ponieśli najwyższy wymiar kary. Spojrzałem na sędziego, który rozpoczął procedurę uspokajania stron. Miałem wrażenie, że cała sala rządzi się jakimś prawem szkolnym. Prokurator i prawnicy skakali sobie do gardeł niczym pokłóceni uczniowie, a sędzia pełnił funkcję nauczyciela, który za wszelką cenę chciał rozpoznać przyczynę i załagodzić konflikt. Reszta była obserwatorami, którzy w większości stawali po stronie prokuratora. Znali dowody i ich się trzymali. Nie obchodziło ich czy żałujemy. Jedynie szkody jakie wyrządzaliśmy.
- Wysoki sądzie chyba za tak drobne wykroczenie nie skaże sąd mojego klienta na poprawczak, Tym bardziej jeżeli przed poznaniem Taylora Ray'a nie wykazywał problemów wychowawczych. - i magicznie jeden z sojuszników zaczął atakować solidarną, pozornie, sobie stronę. Wszystko by uratować swoje.
- Wypraszam sobie! Mój klient również nie należał do zdemoralizowanych! - wstał prokurator Taylor'a. Nie chciałem niczego bardziej, a tego by cała szopka się wreszcie skończyła.
- Spokój! - powiedział twardo sędzia. - Wysłuchałem już wszystkiego i ogłaszam krótką przerwę. Musimy się naradzić. - powiedział i machinalnie wszyscy wstali. Nie wiadomo dlaczego. Po prostu tak nakazywały zasady. Głupie rady od moralności.


   ♣♣♣
Napisałam w końcu! Długo się do tego zbierałam, ale jednak szkoła średnia się zaczęła. Mam nadzieję, że teraz będę miała więcej weny :) Do napisania !

Czytam = Komentuje 

Obserwatorzy